Unilever
Jak zaufanie, klarowność i precyzyjna identyfikacja potrzeb Klienta przełożyły się na sukces Programu Mentoringowego w Unilever
Case study pochodzi z książki „Mentoring with a Coaching Attitude: International Corporate Mentorship that Works”, w której Piotr Ciacek, Partner Zarządzający STIBITZ, jest autorem rozdziału poświęconego wdrożeniu programów mentoringowych w Polsce.
UNILEVER
O firmie
Firma założona ponad 100 lat temu, obecnie jest jednym z największych przedsiębiorstw w branży dóbr konsumpcyjnych na świecie. Produkuje głównie artykuły żywnościowe, środki czystości i higieny osobistej. Firma zatrudnia ponad 200 tys pracowników i posiada łącznie ponad 400 różnych marek na całym świecie. Do najbardziej rozpoznawalnych marek należą m.in Dove, Lipton, Knorr, Domestos, Rexona czy Algida.
“O ile procesu i dobrych praktyk można nauczyć się z książek, publikacji czy wypowiedzi ekspertów, to jednak nic nie zastąpi empatii i wieloletniego doświadczenia człowieka, który zna się na swoim fachu, lubi ludzi i potrafi z nimi rozmawiać.”
IGA IWANEK
Head of Customer Strategy and Planning, Ice Cream Poland
Wprowadzenie
W lecie otrzymałem standardowego maila: zapytanie ofertowe na wdrożenie programu mentoringowego w firmie dla ok. 20 osób, z terminem nadesłania oferty w ciągu 7 dni. Było to enigmatyczne. Pod mailem podpisała się osoba do kontaktu wraz z telefonem. Był środek wakacji. Zadzwoniłem. Odebrał zdecydowanie młody człowiek, otwarty i chętny do rozmowy. Podziękowałem za ofertę i zacząłem zadawać pytania:
Zrozumienie Potrzeb
– Czy wcześniej w firmie był kiedykolwiek wprowadzany mentoring?
– Jakie cele ma mieć program?
– Kto ma być mentorem, kto mentee i w jaki sposób będą wyłaniani?
– Jaki jest ich poziom wiedzy i doświadczenia?
Po tym pytaniu rozmówca powiedział, że niestety nie jest w stanie rzeczowo odpowiedzieć, w zasadzie na żadne pytanie. Spytałem wówczas, skąd ten pomysł na mentoring i z kim mógłbym porozmawiać. Odparł, że to część globalnego programu firmy, który funkcjonuje już wszędzie w gotowym formacie, poza Polską, i że przyszedł nakaz z centrali do ich działu – nie HR, lecz Inclusion and Diversity – z prośbą o wdrożenie programu. Był bardzo życzliwy i otwarty. Stwierdziłem, że bardzo trudno jest mi złożyć jakąkolwiek ofertę, nie znając nawet podstawowych parametrów programu. Obiecał, że skontaktuje się z kolegami z działu i zadzwoni w najbliższych dniach.
Po tygodniu ciszy ponownie do niego zadzwoniłem – celowo wykluczyłem komunikację mailową, uznając, że na tym etapie nie sprzyja ona budowaniu relacji. Odebrał natychmiast i, przepraszając, poprosił o jeszcze kilka dni cierpliwości, bo „koleżanka odpowiedzialna za program jest na urlopie”.
Po tygodniu ciszy ponownie do niego zadzwoniłem – celowo wykluczyłem komunikację mailową, uznając, że na tym etapie nie sprzyja ona budowaniu relacji. Odebrał natychmiast i, przepraszając, poprosił o jeszcze kilka dni cierpliwości, bo „koleżanka odpowiedzialna za program jest na urlopie”.
Po upływie kolejnego tygodnia zadzwonił telefon. Kolega David poprosił o spotkanie na Zoomie, na którym z ich strony miał być cały zespół, i wyraził nadzieję, że usłyszę odpowiedzi na wszystkie kwestie. Po trzech dniach siedzieliśmy na Zoomie – ja z jednej strony, a cztery bardzo młode osoby z drugiej. Czułem się lekko zdeprymowany. Przedstawiliśmy się sobie nawzajem, ja zaproponowałem, abyśmy przeszli na „ty”, i spytałem, ile mamy czasu na spotkanie. Mieliśmy 30 minut. Ster szybko przejęła Iga. Powiedziała, że w zasadzie niewiele wie ponad to, że mają w tym roku na jesieni wprowadzić program mentoringowy, i że to już funkcjonuje w innych krajach. Dodała, że mają swój format i w zasadzie oczekują tylko przeszkolenia mentorów.
Spytałem, czy mogą mi przesłać więcej informacji na temat tego, jak to działa w Holandii czy w Niemczech – stwierdzili, że niestety nie. OK. Spytałem, czy mogę im opowiedzieć o tym, jak ja wprowadzam i wdrażam programy do firm oraz w jakich standardach mogę podjąć się takiej pracy. Zgodzili się. Po kolei, korzystając z prezentacji w PowerPoincie, wyjaśniałem poszczególne etapy wdrażania procesu – od ustalenia celu organizacyjnego i rozwojowego, zarówno dla mentee, jak i mentorów, poprzez sposób wyłaniania i kwalifikacji chętnych do bycia mentorami i mentee, rolę kwestionariuszy aplikacyjnych i komunikacji wewnątrzorganizacyjnej zasad programu mentoringowego, ze szczególnym zwróceniem uwagi na poufność oraz na to, że mentorem nie może być przełożony mentee. Mówiłem także o systemie szkoleń dla mentorów i mentee…
W tym momencie czas się skończył, o czym sam poinformowałem, i spytałem, co robimy dalej. Iga szybko odpowiedziała, że jeśli nie mam nic przeciwko, to żebym kontynuował. Opowiedziałem też o zasadach procesu, standardach EMCC i kodeksie etycznym. Powiedziałem, że jeśli mam wziąć odpowiedzialność za proces i jego dobre efekty, to musimy mentorom zapewnić możliwość interwizji i superwizji oraz kształcenie w trakcie procesu. Wytłumaczyłem rolę tych procesów z punktu widzenia mentorów, ale także mentee i całego procesu w organizacji. Wreszcie wspomniałem o konieczności ewaluacji programu na koniec i uroczystym spotkaniu wszystkich uczestników, z prezentacją wyników, wykładem i celebracją.
Miałem wrażenie, że to była dla nich opowieść z cyklu „Pieśń o żelaznym wilku”. „No to grubo” – powiedział na koniec David. „To myśmy nie wiedzieli. Wydawało nam się, że to banalna sprawa, i że załatwimy to sami. A tu widać, że niekoniecznie”.
„Czy mógłbyś to wszystko opisać i nam wysłać?” – zaproponowała Iga. „Taki kwit dla ‘idiotów’ i prosiłabym, abyś od razu napisał program max i minimum, którego mógłbyś się podjąć, aby spełniał jednak podstawowe standardy”.
Zgodziłem się, ale poprosiłem najpierw o wysłanie oczekiwań wobec programu: jakie cele miał osiągnąć w kontekście całej firmy, ale także uczestników programu. „Bez tego nie ruszę”.
„Ok, ale mamy mało czasu, bo firma oczekuje, że pierwsze szkolenia odbędą się już we wrześniu” – wtrąciła Iga. Powiedziałem, że rozumiem, ale nie mogę wysłać oferty na coś nieokreślonego, tym bardziej że nie mogę skalibrować programu. Obiecałem, że jeśli w ciągu trzech dni otrzymam od nich cele, to wyślę pełną ofertę z opcjami w ciągu tygodnia. Tak się umówiliśmy.
Szczegóły programu
Po tym spotkaniu nie miałem pojęcia, w którym kierunku potoczą się rozmowy. Wiedziałem jednak, że jest kilka warunków, bez których spełnienia nie będę chciał firmować programu: poufność całkowita pomiędzy mentorami a mentee, brak zależności służbowej między mentorem a mentee, dobrowolność obu stron procesu wzięcia udziału w programie, obowiązkowe szkolenie dla wszystkich mentorów z ćwiczeniami praktycznymi, szkolenie dla mentee, przynajmniej dwie superwizje zbiorowe w trakcie procesu, ewaluacja końcowa oparta na anonimowej ankiecie dla mentorów i mentee.
Informacje o celach programu otrzymałem w ciągu dwóch dni. Stosownie do tego przygotowałem i skalibrowałem ofertę. Przygotowałem trzy wersje: maksymalną wraz z opcją certyfikacji mentorów (szkolenie zgodne z kursem Mentor Foundation EQA), rozszerzoną bez certyfikacji oraz minimalną, zawierającą szkolenia dla mentorów i mentee, dwie superwizje i końcową ewaluację.
Po 10 dniach klient zadzwonił i powiedział, że jest zgoda na program maksymalny, w którym całkowitą kontrolę nad procesem powierzą nam, łącznie z wysyłką aplikacji i łączeniem par. Kwestie certyfikacji pozostawimy chętnym mentorom – dla których mamy zrobić sesję uzupełniającą i doszkalającą już po zakończeniu programu. Ustaliliśmy szczegółowy harmonogram działań, osoby kontaktowe ze strony klienta i koordynatora z mojej strony. Klient chciał, aby do nas należało także napisanie listu zapowiadającego program i zachęcającego do wzięcia w nim udziału. Na to nie chciałem się zgodzić. Uznałem, że to akurat powinno leżeć po stronie klienta – natomiast zaoferowałem pomoc w konsultowaniu treści.
Uznałem, że skala zgłoszeń chętnych do programu będzie pewnym miernikiem zaufania pracowników do organizacji oraz pokaże, na ile taki program trafia w ich faktyczne potrzeby.
Klient spodziewał się około 10 zgłoszeń chętnych na mentorów (tu wspólnie określiliśmy kryteria graniczne dla potencjalnych chętnych) i ok. 20 chętnych na mentee. Skala zgłoszeń przeszła nasze oczekiwania. Zgłosiło się blisko 30 kandydatów na mentorów i blisko 50 chętnych na mentee – cieszyłem się, że w aplikacji mentorskiej dałem możliwość deklaracji chęci pracy z więcej niż jednym mentee. Z jednej strony byłem zadowolony, ale z drugiej musiałem zweryfikować założenia programu, zarówno jeśli chodzi o jego harmonogram, jak i koszty. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że klient zaproszenie do programu wysłał też do pracowników w krajach regionu Europy Środkowej i Wschodniej, co oznaczało, że szkolenie musi się odbyć w języku angielskim – czego nie przewidywaliśmy w pierwotnej ofercie.
Zaproponowałem renegocjację harmonogramu i kontraktu o trzy pozycje: trzeba zorganizować drugi warsztat dla mentorów (nie może być 30 osób na jednym warsztacie, ze względu na fakt, że nie zobaczymy wszystkich, jak ćwiczą, i nie będziemy w stanie dać feedbacku). Zaproponowałem, aby podzielić mentorów na dwa warsztaty, w tym jeden anglojęzyczny. Ponadto poprosiłem o więcej czasu na jego przygotowanie (materiały, handouty etc. musiały zostać przetłumaczone, a także trenerzy powinni się przygotować) oraz o więcej czasu na proces doboru par i weryfikację.
Klient zgodził się na zmiany czasowe, ale nie chciał przystać na zmianę ceny. Twierdził, że już wszystko przeszło wewnętrzne procedury, budżet został zatwierdzony, a odwracanie tego zajmie zbyt dużo czasu i efekt jest niepewny.
Ze swojej strony stwierdziłem, że diametralnie zmieniły się warunki zlecenia i jego zakres, zatem zmiana ceny jest absolutnie uzasadniona. Klient nie chciał się jednak zgodzić, wciąż powołując się na procedury. Spytałem, kto może zdecydować o zmianie procedur, abyśmy zdążyli na czas. „Prezes” – usłyszałem.
„To bardzo proszę, zorganizujmy spotkanie z prezesem” – zaproponowałem.
Widziałem zaskoczenie po stronie młodych pracowników. „Co trzeba zrobić, żeby umówić się z prezesem?” – spytałem.
„No… trzeba zadzwonić do asystentki” – powiedziała Iga.
„To zróbmy to teraz – po co czekać?” – zaproponowałem. „W końcu wszystkim nam zależy na szybkim rozwiązaniu tej kwestii, żeby nasz program ruszył” – dodałem. „A to jest tylko jeden telefon. Ja z prezesem porozmawiam” – powiedziałem.
Po chwili wahania Iga zadzwoniła do asystentki i okazało się, że prezes może rozmawiać teraz. Okazał się być bardzo miłym i otwartym człowiekiem. Wspólnie przedstawiliśmy mu ramy programu i problem, który wyniknął z nieoczekiwanego „sukcesu”. Prezes poprosił o przesłanie założeń programu i powiedział, że da odpowiedź do wieczora tego samego dnia.
Wszyscy byli zaskoczeni, dla moich partnerów po stronie klienta był to pierwszy osobisty kontakt z prezesem – jak się później okazało.
Wieczorem zadzwoniła Iga: „Piotr, mam dobrą wiadomość, a tak naprawdę dwie – prezes wszystko zaakceptował, a ponadto sam zgłosił się na mentora w tym programie – wyobrażasz sobie? Powiedział, że brał już udział wcześniej we Francji, ale jak zobaczył nasz zakres programu, to stwierdził, że ten jest naprawdę profesjonalny i chce wziąć w nim udział – także w szkoleniach”.
To był wspaniały moment. Podpisaliśmy kontrakt. W tej chwili jesteśmy już po wszystkich szkoleniach i w połowie stycznia odbędzie się pierwsza superwizja dla mentorów. Z raportów od mentorów wynika, że dobrze zostały dobrane pary i że praca idzie pełną parą. Z ewaluacji szkoleń wynika, że zostały one bardzo wysoko ocenione jako merytoryczne, praktyczne, przydatne i znakomicie poprowadzone przez kompetentnych trenerów.
U podstaw sukcesu tego projektu, leży, moim zdaniem, zaufanie, jakie udało mi się zbudować u klienta. To zaufanie wynika z tego, że od początku skoncentrowałem się na identyfikacji potrzeb po stronie klienta, słuchaniu go, a także jasnym stawianiu swoich warunków i priorytetów merytorycznych. Dużą rolę odegrała tu edukacja klienta i nieprzyjmowanie założenia, że „klient wie lepiej”. Szacunek i otwartość z mojej strony, ale także po stronie zespołu klienta, sprawiły, że szybko staliśmy się jednym zespołem. Myślę, że dużą rolę odegrała także moja responsywność, dotrzymywanie terminów, ale również bezpośrednia rozmowa – w trakcie której uczyłem się języka klienta i tłumaczyłem proces w sposób dla niego zrozumiały. Jasno stawiałem też granice i tłumaczyłem powody, dla których to robię – rozumiejąc perspektywę klienta.
Kluczowe Czynniki Sukcesu
U podstaw sukcesu tego projektu, leży, moim zdaniem, zaufanie, jakie udało mi się zbudować u klienta. To zaufanie wynika z tego, że od początku skoncentrowałem się na identyfikacji potrzeb po stronie klienta, słuchaniu go, a także jasnym stawianiu swoich warunków i priorytetów merytorycznych. Dużą rolę odegrała tu edukacja klienta i nieprzyjmowanie założenia, że „klient wie lepiej”. Szacunek i otwartość z mojej strony, ale także po stronie zespołu klienta, sprawiły, że szybko staliśmy się jednym zespołem. Myślę, że dużą rolę odegrała także moja responsywność, dotrzymywanie terminów, ale również bezpośrednia rozmowa – w trakcie której uczyłem się języka klienta i tłumaczyłem proces w sposób dla niego zrozumiały. Jasno stawiałem też granice i tłumaczyłem powody, dla których to robię – rozumiejąc perspektywę klienta.
“Efekty? Unilever Polska zyskał 10 certyfikowanych mentor w gronie swoich menadżerów, niemal 30 osób skorzystało z mentoringu bardzo wysoko oceniając tegoroczny program, zarówno mentorzy jak i mentees uważają że mentoring przyniósł im wiele korzyści rozwojowych, i pomaga im realizować swoje cele.”
IGA IWANEK
Head of Customer Strategy and Planning, Ice Cream Poland